Z pokolenia na pokolenie. 60 lat Wydziału Budownictwa i Architektury

14.06.2025 Uczelnia

– Nie miałem pojęcia, jak zabrać się za projekt mas ziemnych, więc pomógł mi tata. A potem, to ja byłem jego przełożonym – wspomina Karol Malinowski, który, podobnie jak ojciec, ukończył Wydział Budownictwa i Architektury Politechniki Lubelskiej. Podczas jubileuszu z okazji 60-lecia wydziału takich rodzinnych historii było znacznie więcej.

Na obchody przyjechali absolwenci z różnych stron Polski, niektórzy po raz pierwszy od wielu lat. Były wspomnienia, anegdoty, wspólne zdjęcia i zwiedzanie laboratoriów. Nie brakowało refleksji nad tym, jak bardzo zmienił się wydział na przestrzeni lat.

– Zaczynaliśmy od 30 osób na budownictwie. Dziś mamy około 250 studentów. Kierunek architektura i urbanistyka, obecnie architektura, to początkowo 50 osób, teraz łącznie na wszystkich poziomach i stopniach mamy 110. Mimo kryzysu demograficznego udaje nam się rekrutować – mówi prof. Anna Życzyńska, dziekan Wydziału Budownictwa i Architektury. – Wielu naszych absolwentów odniosło sukcesy. Czasem większe, czasem mniejsze, ale zawód inżyniera był i jest przydatny.

Prof. Zbigniew Pater, rektor Politechniki Lubelskiej przyznaje, że sześć dekad to sporo. – Sam kończę w tym roku 60 lat. Ale dla wydziału to wiek, który pozwala nabrać doświadczenia, rozmachu i odwagi, by się rozwijać. Wydział ma dziś świetne warunki, jeśli chodzi o aparaturę i infrastrukturę.

Lech Malinowski, rocznik 1979. Na Politechnikę Lubelską trafił… przez przypadek.

– Byliśmy paczką sześciu kolegów ze Szczytna, z technikum drogowego. Postanowiliśmy iść razem na studia. Ale udało się tylko mnie – wspomina. – Lublin mnie zaskoczył. Wspaniała architektura, wspaniali ludzie. Studia były trudne. Dla wielu kolegów największym problemem była… chemia. Ja akurat byłem samoukiem z chemii, więc dawałem radę. Ale za to miałem kłopoty z fizyką, matematyką i wytrzymałością materiałów.

Karol Malinowski, jego syn, zaczął studia 26 lat później. – Mimo że miałem bliżej do Kielc czy Krakowa, wybrałem Lublin, bo mnie urzekł – opowiada. – Po technikum mechanicznym nie widziałem dla siebie przyszłości. Tata zasugerował budownictwo. Na początku byłem sceptyczny, ale potem spodobał mi się ten pomysł.

Na jednym z projektów dotyczących mas ziemnych pracowali razem. – Ja nie miałem o tym pojęcia, tata pomógł. Potem, już zawodowo, też pracowaliśmy razem. Co ciekawe, ja byłem jego przełożonym. On był koordynatorem robót mostowych, ja kierownikiem budowy i zastępcą dyrektora kontraktu. To było na trasie S5 pod Bydgoszczą – mówi Malinowski junior.

Co doradziłby dziś młodym ludziom?

– Nie sugerować się rankingami i statystykami. One się zmieniają. Ważne, żeby robić coś twórczego, co zostawimy po sobie. Budowałem most w Sandomierzu, estakadę na Zakopiance. Dziś czuję wielką satysfakcję.

– Chyba byłam na drugim roku, gdy oddano budynek wydziału. Wcześniej na laboratoria chodziliśmy na Głęboką, na Dąbrowskiego. To był piękny czasy – wspomina Teresa Stefaniak, rocznik 1979. – Na wydziale jestem prawie co roku. Zawsze znajdę okazję, by tu przyjechać.

Pani Teresa od zakończenia stadiów pracuje w zawodzie. Podobnie Danuta Ulanowska, absolwentka z 1981 r. – Zaczynałam jako inżynier budowy, potem zostałam kierownikiem, a później inspektorem nadzoru. Prowadziłam inwestycje na lubelskich osiedlach, później była budowa dróg w całym województwie. Wtedy wiele kobiet pracowało na budowach, w branży drogowej, sanitarnej, ogólnobudowlanej. Wszystkie moje koleżanki, z którymi mieszkałam, miały uprawnienia.

Teresa Taczanowska przyjechała do Lublina w 1977 roku. – Trafiłam na ówczesny Wydział Inżynierii Budowlanej i Sanitarnej. Uczyłam technologii i organizacji budownictwa. W 1998 roku przeszłam na emeryturę, ale czasem jeszcze prowadzę zajęcia ze studentami. Zawsze kłóciłam się z kolegą wykładowcą: czy wielka płyta to technologia, czy budownictwo ogólne. On twierdził, że budownictwo ogólne, ja że technologia – śmieje się Taczanowska.

Wszyscy, którzy pojawili się na zjeździe, towarzyszyli władzom uczelni i wydziału w uroczystym odsłonięciu koziołka Stacha.

– Cieszę się, że kolejny koziołek staną przy Wydziale Budownictwa i Architektury na kampusie Politechniki Lubelskiej – mówi prof. Anna Życzyńska, dziekan WBiA. – Stach nosi imię na pamiątkę Stanisławów: Stanisława Ziemeckiego, pierwszego rektora Politechniki Lubelskiej, będącej wtedy Wieczorową Szkołą Inżynierską; Stanisława Podkowy, który był rektorem w momencie tworzenia Wydziału Budownictwa oraz pierwszego dziekana Wydziału: Stanisława Matyaszewskiego.

Politechniczny koziołek Stach to inżynier, projektant, kierownik budowy, inspektor nadzoru. Ma charakterystyczne dla inżyniera atrybuty: rulony kalki, przyrządy do kreślenia, rysowania i pisania oraz łatę geodezyjną. Stoi na postumencie z cegły ceramicznej, czyli tradycyjnym materiale budowlanym. 

– Mam nadzieje, że koziołek będzie przez wiele lat stałym elementem naszego otoczenia i źródłem informacji dla obecnych i przyszłych studentów oraz osób odnajdujących koziołki na lubelskim szlaku – dodaje pani dziekan.  

 

Galeria zdjęć

fundusze.png

Projekt współfinansowany ze środków Unii Europejskiej w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego, Program Operacyjny Wiedza Edukacja Rozwój 2014-2020 "PL2022 - Zintegrowany Program Rozwoju Politechniki Lubelskiej" POWR.03.05.00-00-Z036/17